W tekście tym pojawia się informacja o wycofaniu się przez gminę Z. z ustaleń w zakresie publikacji tekstu o stanie powietrza w tej gminie:
Kilka tygodni temu ustaliliśmy z gminą Z., że przygotujemy do lokalnego samorządowego biuletynu tekst o tym, jak wygląda w niej powietrze. Przy czym wygląda jest tutaj całkiem niezłym określeniem, bo na ogół je nie tylko widać, ale da się też ugryźć. Tekst przygotowaliśmy, ale do publikacji nie trafił. Okazał się być „za mocny” dla gazety, czy raczej lokalnego biuletynu, którego rolą jest informowanie mieszkańców o sprawach ważnych, ale chętnie informuje tylko o sukcesach.
Nie nieprawdziwy. Prawdziwy, ale zbyt mocny. Wniosek, który można z tego wyciągnąć, jest tylko jeden. Taki, że władze gminy Z. uważają, że mieszkańcy gminy Z. są ludźmi zbyt delikatnymi, by móc czytać o tym, czym oddychają. Nie uważają jednak, by byli zbyt delikatni na to, by tym oddychać. Jest to wyjątkowo ciekawa, przynajmniej moim zdaniem, logika.
(…) Myślisz, że ludzie będą się organizować? – zapytał mnie niedawno jeden z krakowskich dziennikarzy. Odpowiedziałem, że gdyby tylko Małopolanie wiedzieli czym oddychają, to pod każdym urzędem gminy już stała by pikieta domagająca się podjęcia szybkich działań w celu zmiany stanu rzeczy. I w miarę jak wiedza będzie się upowszechniać – pikiety będą się pojawiać.
Szkoda jednak, że muszą. Nie musiałyby, gdyby samorząd robił, co do niego należy. Tymczasem w większości gmin, chlubne wyjątki da się policzyć na palcach jednej ręki, jest tak samo. Za wstyd uchodzi nie to, że zarządza się miejscowością, w której ludzie żyją w smogu. Za wstyd uznaje się tam przyznanie do tego, że zarządza się miejscowością, w której ludzie żyją w smogu. Choć żyjemy w nim wszyscy. Samorządowcy uznają, że jak o problemie się nie mówi, to tak jakby go nie było i zamiast go rozwiązać, jak długo mogą, tak długo chowają głowę w piasek. A mogą tak długo – to świetnie widać w Krakowie – jak długo pozwolą im na to mieszkańcy ich miejscowości.
Powody, dla których to robią, są różne. Jeden jest ignorantem. Drugi uważa, że tak było zawsze, to może tak być zawsze. Jeszcze inny boi się wyborców, kolegów, partii, społecznej reakcji. Boją się swojemu lokalnemu „suwerenowi” powiedzieć, że czasy palenia śmieciami i węglowym miałem, a także korzystania z bezklasowych kotłów, mijają i im szybciej zacznie się z tym robić coś sensownego, tym mniej bolesny i bardziej efektywny będzie cały proces. Nie jest łatwo zmienić nawyki lokalnych polityków, ale jak pokazują przykłady Krakowa, a coraz bardziej także Zakopanego, da się to zrobić. Potrzeba jednak oddolnej presji, która pokazuje, że wyborcy nie zaakceptują chowania głowy w piasek. Tego, by burmistrzowie i wójtowie bardziej bali się nie robić nic dla poprawy powietrza, niż – tak jak jest dzisiaj w wielu miejscach – coś w tym kierunku robić.
(…) Długo by tu zresztą wymieniać. A skończyć można chyba tylko w jeden sposób. Chcecie mieć lepsze powietrze? Organizujcie się i naciskajcie. Im głośniej, tym lepiej. Nikt za was tego nie zrobi.
/podkr. red./
Po przeczytaniu tego tekstu na stronie Gminy Zabierzów na facebooku podając link do niego zapytałem: „Czy moglibyście się Państwo odnieść do poniższego artykułu? (mam nadzieję zaprzeczyć, że nie chodzi o Gminę Zabierzów)„?